wtorek, 19 września 2023

Odwołanie odwołaniem, ale należy się kilka słów wyjaśnienia...

Parafrazując monolog polskiego generała z telewizji z filmu komediowego "Rozmowy kontrolowane", wszyscy zadajemy sobie to samo pytanie. Czy do odwołania IV MnO Warownia musiało dojść? Widocznie musiało, skoro doszło. Niby proste i oczywiste, ale nic nie jest tu proste, ani oczywiste i nie wystarczy za wyjaśnienie, dlaczego zdecydowałem się odwołać imprezę i przenieść ją na przyszły rok (przypuszczalnie na weekend 20-22 września.2024, o ile nie będzie kolizji z większymi imprezami InO w kraju).

Jaruzel, postać tragiczna czy tragikomiczna?

Jest mi bardzo przykro, że nie mogliście wziąć udziału w tym roku w Warowni. Na pewno wielu z Was liczyło na to, że przeżyje na trasie ciekawe przygody i będzie się świetnie bawić. A ja zważyłem tę zupę i przy okazji Wam, uczestnikom, dobre humory. W przeddzień odwołania imprezy, a właściwie odkąd powziąłem podejrzenie, graniczące z pewnością, że nie wyrobię się w czasie, humor miałem podły i mnóstwo zamętu w głowie. Ogarnął mnie pesymizm w najczarniejszej postaci. Chciałem nawet, jak kurz bitewny opadnie, wycofać się ze środowiska InO, zrezygnować ze swojej wielkiej pasji i pogrążyć w nihilizmie, bo po co się starać, skoro efekty są tak marne? Ale wtedy zaświtał mi znienacka w głowie plan przesunięcia imprezy na przyszły rok i wstąpiła we mnie nowa energia i nowa nadzieja. Na swój sposób Bóg sypnął mi szuflę piachu. Dlaczego szuflę i dlaczego piachu? Obejrzyjcie sobie Das Boot reżyserii Wolfganga Petersena, znajdziecie odpowiedź.
Kadr z filmu "Das Boot"

Z zapałem zabrałem się do kończenia reszty map Warowni. W tej chwili z 15 tras, mapy są już gotowe w całości dla 6 (TK, dojściówka TK, TR, TZ I etap, TU I etap, TT I etap), a dziś zabrałem się za mapę siódmej trasy (TP I etap). To już prawie połowa. Potem czeka mnie ogrom pracy nad wzorcówkami, która wiązać się będzie z ogarnięciem i rozdzieleniem pomiędzy wszystkie trasy ok. 1030 lampionów. PK na jednej trasie będzie PSem na innej i na odwrót... Nie wierzę, żeby kiedykolwiek na świecie na jednym InO było więcej lampionów niż u mnie. Może nie jest to powód do wielkiej dumy, raczej do rozpoczęcia intensywnej terapii psychiatrycznej i operacji na żywym, do cna rozregulowanym mózgu, ale wyczyn pozostaje wyczynem, a szczyt szczytem. Zamierzam uporać się ze wszystkimi mapami w przeciągu dwóch miesięcy. Na wzorcówki poświęcę następny miesiąc, dwa i potem będę już w spokoju czekał i ewentualnie nanosił korekty jak leśnicy znowu coś powycinają w lesie i kilku pięknym lokalizacjom na lampiony trzeba będzie powiedzieć ciao.
Ale dlaczego właściwie nie zdążyłem (jak zwykle u mnie wprowadzenie do tematu zajęło połowę objętości tekstu)? Zacząłem przecież bardzo wcześnie, bo już w lutym robiłem pierwszy obchód tras, nie wspominając, że część tras miałem już ogarnięte w 2020 roku, kiedy to zmapowałem teren drugich etapów TZ, TU, TT i TP. Zawiodło zdrowie, a dokładnie gnębiąca mnie nieprzerwanie od 2006 roku depresja, a jeszcze dokładniej (gdyby chcieć doszukiwać się dna pod dnem albo wręcz dna pod dnem dna) skutki uboczne zażywania leków na tę chorobę oraz inne przypadłości oboczne. Po pierwsze problemy z agregacją dużej ilości danych, czego wymaga praca na warstwach i przeskakiwanie między trzema programami do obróbki map - QGIS, OpenOrienteering Mapper i GIMP. Z rozkojarzenia i kłopotów z koncentracją waliłem błąd za błędem, co zniechęcało mnie do wytężonej pracy. Jak nie idzie, to się po prostu nie chce. Po drugie tak zwany tumiwisizm. Po prostu wisiało mi i powiewało, że mam opóźnienia w pracy nad mapami. Czułem się znakomicie, skrajnie optymistycznie, nie dostrzegałem ryzyka nie zdążenia na czas. No bo czym się martwić, jak leki na depresje i inne choroby przyległe, które zażywam, sprawiają, że człowiek właśnie niczym się nie martwi i nie ma prawa martwić. Zero adrenaliny. Adrenalina pojawia się, gdy człowieka ogarnia strach. Adrenalina motywuje do działania, sprawia, że człowiek spina poślady. A ja sobie leżałem, przewracałem boczki, po prostu bimbałem sobie. Eee, zdążę ze wszystkim. Czuję się znakomicie, nie muszę więc nic w swoim działaniu zmieniać. Mam pełen komfort. I dopiero pod koniec sierpnia, kiedy już przestałem się łudzić, że stan prac nad Warownią jest zadowalający, uświadomiłem sobie, że leki na depresję lecząc człowieka z depresji, sieją spustoszenie w innych dziedzinach życia. Powodują jakąś dysmorfię. I nie chodzi tu o to, żeby zniechęcać ludzi w depresji do brania leków. Bierzcie, jeśli wszelkie inne metody zawiodły, ale nauczcie się widzieć świat na nowo, aby skutki uboczne was nie przytłoczyły. Opublikowałem tutaj komiks, w którym rozczarowani życiem bohaterowie znajdują kozła ofiarnego w postaci współczesnej myśli psychiatrycznej i psychoterapeutycznej i rozpoczyna się ich krwawa zemsta na wrogach, z Bogiem albo mimo Boga (jak chciał Kordian-Gustaw z "Dziadów" Mickiewicza). Cóż, nie byłbym sobą, gdybym długo tkwił w marazmie po nieudanym trzecim podejściu do IV Warowni (pierwsze w 2016 roku, drugie w 2020). Pisałem o tym już swego czasu na swoim strasznowujkowym blogu - odkąd regularnie zażywam antydepresanty, moje stany depresyjne, choć zdarzają się, to nie trwają dłużej niż dwa-trzy dni. Zawsze ubzduram sobie jakieś pozytywy w negatywach i śmieję się potem beztrosko jak głupi do sera. Takie są też moje starty na InO. Nie wyciągam żadnych wniosków ze swoich niepowodzeń, nie uczę się na błędach, dlaczego? Bo mnie one nie bolą. Jestem optymistyczny, widzę świat przez różowe okulary bez względu na to jakich głupstw bym nie popełnił. Bodźce do zmiany nie mają szans w tych okolicznościach zaistnieć. No i zdarzyło mi się horrendalne głupstwo - nie zdążyłem na czas z Warownią. Drugi raz tych samych błędów popełnić jednak nie zamierzam, sprawa jest zbyt poważna. Mam oczywiście kłopoty z mobilizowaniem się do działania, ale jak już usiądę do czegoś, to jakoś idzie. Wystarczy tylko zacząć, potem jest już z górki. Muszę wyrobić w sobie dobry nawyk pracy i jakoś to się da i za rok zobaczycie świetnie opakowany towar w postaci fajnych tras IV MnO Warownia.
Z innych powodów, które mogły wpłynąć na opóźnienia w pracach nad zawodami, mógłbym wymienić jeszcze poznanie w październiku Saruni. Dużo czasu spędzaliśmy razem i nie miałem kiedy ogarniać Warowni. W sierpniu przeprowadzka do dziewczyny, prawdziwa rewolucja w życiu, pogubiłem część map i musiałem je odtwarzać z głowy... No dobrze już, myślę że to wystarczy za wyjaśnienia... Aha, byłbym zapomniał o jednej istotnej rzeczy. W maju próbowałem odstawić leki, wytrwałem do lipca. Miałem problemy o podłożu depresyjnym z motywowaniem się do działania i wróciłem do pełnej dawki leków, i co?... Przez kolejny miesiąc, zanim przywykłem do większej dawki, moja motywacja była jeszcze niższa. Jak nie urok, to wyżymaczka. I jak tu żyć, panie premierze? No jakoś trzeba. Zwinnie manewrując w tej wartkiej rzece życia nadzianej mieliznami. Nie ma letko, nie bądź miętkim, jak mawiał mój kolega z podstawówki Marian. Albo: W Wietnamie było gorzej. To też Marian. Albo: Laos i Kambodża. To już ja. I pamiętajcie. Winny zawsze się tłumaczy.