poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Shaq Attack!


Shaq atakuje!
Zawody zbliżają się wielkimi krokami. Do startu pozostały niecałe dwa tygodnie. Na tym etapie niemal cała energia organizatorów skupia się na rysowaniu map, tj. głównie nanoszeniu korekt na podkładach, różnego typu akrobacjach z wycinkami na trasach TZ, TJ i TM, dłubaninie w OCADzie i GIMPie. Dla nie wtajemniczonych – rysowanie map tras TZ, TJ i TM, czy może ogólnie rzecz ujmując map przekształconych/kombinowanych pochłania gro całego czasu poświęconego pracom nad mapami. Z wizytami w terenie jest podobnie. Mapy pełne nie wymagają tak dokładnych wizji terenu jak mapy kombinowane, o niepełnej treści. Po prostu jeśli decydujemy się na mapy o niepełnej treści, w dodatku przekształcone, zasada jest taka, że jak już coś na mapę naniesiemy, powinno to istnieć w terenie i powinno być na mapę odwzorowane dokładnie. A nie, że rolnik zaorał pole lub ciągnik przejechał po lesie raz inaczej, wszyscy potem papugowali i ścieżka zmieniła swój bieg. Natomiast mapa pozostała taka jaka była.
Oczywiście to tylko teoria, bo gdyby chcieć wszystko dokładnie sprawdzać i poprawiać, człowiekowi życia by nie starczyło. Nie mniej staranność jest w „tej robocie” cechą szczególnie pożądaną.
Mniejsza o dygresje.
Na chwilę oderwałem się od precyzyjnych cięć lancetem po ciele mapy TZ, aby napisać coś o kolejnej trasie MnO Warownia. Tym razem na tapetę lub, niczym krwawą wołowinę na ladę sklepu mięsnego, rzucam trasę juniorską (TJ), „Shaq Attack!”
Najpierw garść szczegółów taktyczno-technicznych, jak to mawiał jeden z moich szkolnych kolegów, słynący z karkołomnych powiedzonek i lapsusów językowych. Dystans ok. 7,5 km, trasa przeznaczona dla uczniów szkół ponadgimnazjalnych, czyli dla młodzieży w wieku 16-19 lat. Mapy kombinowane o niepełnej treści.  Teren urozmaicony, przebieżność różna, ale jakichś wielkich krzaków i zarośli na przelotach nie przewiduje się. Trasa zaliczana do Pucharu Borów Tucholskich w turystycznych marszach na orientację w tej kategorii wiekowej.
No a teraz o samym motywie przewodnim trasy, a właściwie o człowieku, który tutaj za szyld reklamowy nam robi. Legendarny Shaquille O’Neal - „Shaq Attack”, „Wielki Kaktus”, “Wielki Barysznikow”, „Shaqovic”. Pseudonimów miał wiele, głównie nadawali mu je dziennikarze, bo też i osobowość to była złożona, po prostu mentalna studnia bez dna.
Chyba najsłynniejszy center w historii NBA. Najlepszy to może nie, bo przecież Wilta Chamberlaina przeskoczyć nie jest łatwo, ale zresztą jaką miarę zastosować, aby porównać wielkość tych dwóch świetnych graczy podkoszowych, którzy żyli w zupełnie innych epokach?
Shaq czterokrotnie sięgał po tytuł NBA. Trzy razy z Los Angeles Lakers w sezonach 1999/2000, 2000/2001 i 2001/2002 i raz z Miami Heat w sezonie 2005/2006.
Shaq pochodził z rozbitej rodziny, co odcisnęło silne piętno na jego osobowości. Z jednej strony uczyniło go twardym i nieustępliwym, z drugiej podskórnie wrażliwym, ambitnym aż do przesady i nie zawsze przyjemnym i miłym w stosunku do przeciwników z boiska. Ale o tem potem, jak mawiał Witkacy, a raczej głos narratora w jego książkach.
Shaq nigdy nie nawiązał relacji z biologicznym ojcem, który tuż po urodzeniu syna trafił za kratki za przestępstwa narkotykowe. Po wyjściu z więzienia nie powrócił do rodziny. Odtąd wychowaniem młodego Shaqa zajął się jego ojczym.
Do NBA Shaq trafił w 1992 roku z pierwszym numerem draftu. Wybrali go Orlando Magic, zespół, na tamte czasy gorzej niż przeciętny. I to było prawdziwe wejście smoka! Już w pierwszym tygodniu gry Shaq został wybrany zawodnikiem tygodnia, co było zdarzeniem bez precedensu w dziejach NBA. Zazwyczaj rookie musieli mocno i uporczywie przepychać się łokciami, aby w NBA wznieść się na wyżyny. A Shaq zrobił to ot, tak, jakby pstryknął palcami.
Shaq miał zawsze bardzo wysokie mniemanie o sobie i od początku uważał, że urodził się do rzeczy wielkich. Dominował, już jako pierwszoroczniak, i tak mu zostało do końca kariery. Dość powiedzieć, że wiele drużyn wskutek właśnie takiej bardzo dominującej, ofensywnej gry Shaqa musiało całkowicie burzyć swoje dotychczasowe strategie defensywne i wyczyniać jakieś monstrualne taktyczne patch-worki (głównie sprowadzające się do faulowania tego kolosa całą posiadaną siłą żywą), aby nie zostać zmiecionym z parkietu.
Z powodu jego potężnych dunków, wskutek których szklane tablice kilka razy tłukły się na milion kawałków i spadały na ziemię, władze NBA zmuszone były sięgnąć do kieszeni i wyłożyć pieniądze na poprawę technologii budowy tychże tablic. Trzeba było wzmocnić ich konstrukcję, skoro taki dziki zwierz zaczął grasować po boiskach.
Z braku dostatecznie silnych rywali Shaq wyżywał się na tablicach do kosza.
Władze ligi, wskutek olbrzymiej dominacji O”Neala w strefie podkoszowej, dopuściły także od roku 2001 obronę strefową, która wcześniej za oceanem była zakazana.
W swoim pierwszym sezonie gry Shaq ustanowił rekord NBA w ilości wsadów do kosza.  Zatrzymać się go nie dało żadną miarą. Jak można zatrzymać w pojedynkę rozpędzoną ciężarówkę? Gdy dostawał piłkę, przestawiał kryjącego go zawodnika jakby przesuwał taboret, obracał się i z furią pakował piłkę do kosza w stylu nie reprezentowanym dotychczas przez nikogo.
Dzięki Shaqowi Orlando Magic poprawiłi swój blians w porównaniu do sezonu 1991/92 aż o 20 zwycięstw, ale awansu do play-offs jeszcze nie wywalczyli. 41-41 oznaczało remis w tabeli z Indiana Pacers, ale to Pacers weszli do play-offs, chyba dzięki lepszemu stosunkowi meczów bezpośrednich, a może lepszemu bilansowi meczów z zespołami z konferencji Wschodniej. Kto tam by się odnalazł w tych wszystkich zawiłościach regulaminowych?
Shaq został wybrany najlepszym pierwszoroczniakiem sezonu i jako pierwszy rookie od czasu Jordana zagrał w Meczu Gwiazd.
W kolejnym sezonie, dzięki przyjściu do zespołu Penny Hardawaya, Orlando byli jeszcze groźniejsi. Tym razem sezon skończyli z bilansem 50-32, ale niespodziewanie w play-offs ulegli Inidiane Pacers 0-3.
Za to sezon następny, 1994/95, przyniósł niemal same sukcesy. Niemal. Orlando uzyskali drugi bilans w Konferencji Wschodniej, 57-25. W play-offs najpierw wyeliminowali Boston, potem odprawili z kwitkiem Chicago Bulls z powracającym do gry po dwuletniej przerwie Jordanem, a następnie dokonali słodkiej zemsty na Indianie za porażkę w poprzednim sezonie.
Niestety w finale zostali zmieceni z parkietu przez Houston Rockets, prowadzonych przez wielki duet Olajuwon-Drexler. Jeszcze tym razem młodość musiała pochylić czoła przed doświadczeniem.
Shaq był najlepszym strzelcem NBA sezonu 1994/95, a rok wcześniej w tej statystyce finiszował na drugim miejscu.

Olajwuon zdominował Shaqa w finale NBA w 1995 roku
Po kolejnym sezonie i porażce w play-offs z Bykami w finale Konferencji Wschodniej, zespół Orlando zaczął się sypać. Pojawiły się konflikty, w których bardzo głęboko maczał palce O’Neal. Shaq zawsze lubił rządzić i rozdawać karty. Chciał decydować o zwalnianiu i powoływaniu trenerów w zespole, podkopywał ich autorytet, domagał się ciągłych podwyżek, pokłócił się z Penny Hardawayem, aż wreszcie mieli go wszyscy w Orlando dość i został sprzedany do Los Angeles Lakers.
Wówczas to Magic się stoczyli, a dla Lakers rozpoczęła się złota era. Szczególnie od sezonu 1999/2000, kiedy to zespół Jeziorowców zaczął prowadzić trener Phil Jackson. Dominujący charakter O’Neala była to bomba, która wybuchała w rękach zbyt łagodnych trenerów. Jemu potrzebny był silny autorytet, może cały czas pokutowała w nim trauma z dzieciństwa, kiedy to został porzucony przez ojca.
I takimi trenerami byli dla niego najpierw Jackson w Lakers, a potem słynny kat Pat Riley w Miami Heat.
Ale po kolei. W latach 1996-1998 Shaq nadal był świetny, zajmował miejsca w ścisłej czołówce w klasyfikacji strzelców, najlepiej zbierających i blokujących ligi. Jednak wciąż, podobnie jak podczas gry w Magic, brakowało wisienki na torcie, czyli spektakularnego sukcesu całego zespołu. Krótko mówiąc mistrzostwa. Finał konferencji w sezonie 1998/99 to nie był wynik na miarę apetytu Shaqa, który chciał błyszczeć tak jasno jak się tylko dało.
Wreszcie dostał, to czego pragnął, a nastąpiło to właśnie w roku 1999/2000. Po morderczej batalii w półfinale z „bandytami” z Portland, wygranej 4-3, Lakers postawili ostatni krok na drodze do mistrzostwa ogrywając Indianę Pacers 4-2.
Radość Shaqa po wyeliminowaniu Portland z play-offs w 2000 roku
Kolejne lata to wielka rywalizacja Lakers z Sacramento Kings. Szczególnie finał Konferencji Zachodniej w sezonie 2001/2002 był elektryzujący. Znów, podobnie jak dwa lata wcześniej z Portland, o zwycięstwie decydował siódmy mecz, który ponownie wygrali Lakers. Ale w przeciwieństwie do sezonu 99/00, finały w latach 2001 i 2002 były już dla nich „spacerkiem”. Najpierw 4-1 z Philadelpia, potem 4-0 z New Jersey Nets. W tamtych czasach dominacja zespołów z Zachodu była przytłaczająca, obecnie to się chyba nawet nasiliło.
Shaq tryumfował. To były najjaśniejsze chwile jego kariery. Trzykrotnie został wybrany MVP finałów, a raz został także wybrany MVP całego sezonu, chociaż Phil Jackosn miał powiedzieć, że O’Neal powinien być wybierany MVP ligi w każdym z 10 sezonów w jakich grał. Jackson wprost ubóstwiał swojego niesfornego wychowanka.
Niestety w następnych latach dały o sobie znać ciemne strony charakteru O’Neala. Przede wszystkim pyszałkowatość i chorobliwa potrzeba bycia najlepszym, która objawiała się w tłamszeniu wszystkich, którzy zagrażali jego dominującej pozycji. W mediach obrażał Vlade Divaca z Sacramento Kings, drwił z Sabonisa z Portland. W Orlando pokłócił się na początku kariery z Penny Hardawayem, teraz przyszła kolej na Kobe Bryanta. Ciężko powiedzieć, czy Lakers swoje złota lata zawdzięczają bardziej grze dynamicznego Bryanta, czy mocarnego Shaqa. Dla kibiców pewnie obaj byli tak samo ważni, ale Shaq nie mógł znieść, że na firmamencie błyszczały dwa słońca. Ostatecznie tak bardzo zalazł za skórę społeczności w Los Angeles, że oddano go do Miaimi Heat. Tutaj, już grając dużo mniej, ale wciąż bardzo skutecznie i z taką samą mocą pod tablicami, sięgnął po swoje czwarte mistrzostwo NBA. Trapiony przez kontuzje w kolejnych sezonach pokazywał się coraz rzadziej, jednak gdy wchodził na parkiet, siał niezmiennie panikę w szeregach drużyny przeciwnej.
Ostatecznie ogłosił zakończenie kariery w roku 2010.
Shaq to bardzo barwna postać, osoba niezwykle towarzyska, medialna, po prostu showman. Wydał aż 4 płyty ze swoimi raperskimi utworami.

Shaq jako raper
I jak to w amerykańskim rapie, pełno jest tam obrażania jego różnych, wydumanych czy też prawdziwych przeciwników. W jednym z utworów naśmiewał się również z Kobe Bryanta. Na Vlade Divaca mówił nie „on”, tylko „ona”. Innym razem zapytany o Bryanta, odpowiedział „A kto to taki?”. Shaq bywał bardzo zgryźliwy, może to wynikało z jego mentalności, potrzeby krycia swojej wrażliwości pod pancerzem twardziela, którym życie kazało mu zostać. Słynne były jego boiskowe bójki z innymi złymi chłopcami ligi.
W 1996 roku Shaq podczas meczu Lakersów z Chicago stanął w obronie kolegi z drużyny, Jerome Kersey. Odepchnął dyskutującego z nim żywiołowo Denisa Rodmana. Rodman takich rzeczy nie zwykł puszczać płazem i być może doszłoby do najbardziej spektakularnej bójki w dziejach NBA, ale Jordan i Pippen w porę powalili Rodmana na ziemię, nim ten uruchomił program destrukcji całego świata sprowadzony do wyżycia się na jednej osobie.
Jednak i tak do bardzo spektakularnej bójki z udziałem O’Neala doszło. W roku 1999, podczas meczu sezonu regularnego z Houston Rockets, O’Neal zalazł za skórę samemu Charlesowi Barkleyowi. Popchnął go bez wyraźnego powodu podczas walki podkoszowej. Ten zaś, porządnie wkurzony, nie przestraszyłby się przecież całej radzieckiej armii spod Stalingradu, czy spod Kurska. Wtedy zaś wkurzył się chyba tak jak nigdy w życiu! Natychmiast rzucił z bliska piłką w O”Neala, na co ten wyprowadził z całej siły cios pięścią na twarz Barkleya. Barkley powalił następnie O’Neala na deski (chyba nikt inny nie mógłby tego dokonać) i obaj panowie zaczęli walkę w parterze, a następnie, gdy ich rozdzielono, do czego potrzeba było chyba wszystkich zawodników na boisku i na ławce rezerwowej, a także pułku różnej maści oficjeli w gajerach (skąd oni się tam wzięli??), zostali wyrzuceni z boiska.

Zobacz! Bójka O'Neala z Barkleyem 
Co ciekawe kamery zawsze lubiły i Barkleya i O’Neala. Ten występek obu szybko wybaczono. Teraz, po latach od tego zdarzenia, obaj panowie prowadzą... wspólnie program na TNT „Inside NBA”, gdzie komentują na bieżąco rozgrywki NBA. Zdają się żyć w najlepszej zgodzie i nabijają się z siebie oraz innych graczy ligi w najlepsze, od czasu do czasu w żartach powracając do tamtej bójki. W ogóle zarówno O’Neal jak i Barkley mają niezły talent aktorski, szczególnie do ról komediowych.
O’Neal to nawet próbował swojego szczęścia w filmach. Ma na koncie wiele ról filmowych, raczej jednak w produkcjach, które sukcesów nie odniosły. Krytycy filmowi na O’Nealu nie zostawiali za te role suchej nitki, co nie zmienia faktu, że telewizja go kochała i nadal kocha miłością szaloną i namiętną.
A czy ktoś jeszcze pamięta jak O’Neal wykonywał rzuty osobiste? To była jego pięta achillesowa. Nawiasem mówiąc podczas całej kariery w NBA oddał tylko jeden celny rzut za 3 punkty na 22 oddane próby. Jednak nie musiał dobrze rzucać z dystansu, skoro na boisku przypadła mu rola wściekłego szarżującego podkoszowego byka.