Od piątku, 05.09, do poniedziałku, 08.09, przebywałem w Gródku, gdzie wykonałem tytaniczną pracę wieszania znaczników na Warowniowe trasy. Gwoli wyjaśnienia znaczniki to takie ponumerowane tasiemki, w miejsce których tuż przed zawodami powieszę lampiony, a służą one łatwiejszemu odszukaniu miejsc lokalizacji lampionów, kiedy już będzie się je wieszać, o czym boleśnie przekonałem się w zeszłym roku. Znaczniki wówczas powiesiłem wybiórczo, średnio pod co drugi/trzeci lampion, na dodatek kompas mi się zepsuł i na dodatek dodatku byłem niewyspany i to wszystko złożone do kupy dało wynik w postaci odwołania imprezy.
I faktycznie po raz kolejny przekonałem się, że wieszanie pionierskie (tzn. tam, gdzie jeszcze nic nie wisi) to niełatwy kawałek chleba. Wiadomo - wrzesień, roślinność wybujała, krzaczki, pokrzywy, paprocie - te wszystkie dołki i górki na jednej, dwóch warstwicach są czasem słabo widoczne (widoczne to może i są, ale znaleźć punkt centralny dołka - jego najniższy punkt lub punkt centralny górki - to już gorzej), trzeba czujnie nawigować i niewiele dało to, że przecież w tych miejscach byłem już wiele razy podczas rekonesansów. Żeby było weselej, w sobotę lało od godziny 11 do 19. Wprawdzie zakończyłem pracę jakoś tak o 14:30, ale i tak 3 i pół godziny łażenia w takiej ulewie - nic przyjemnego, szczególnie że noszę okulary i w deszczu te okulary parują. Wniosek - na wypadek deszczu przy rozwieszaniu lampionów założyć soczewki - taka była główna lekcja dla mnie z tego wypadu. I jeszcze to, że jak zapnę dokładnie worek strunowy z mapą w środku, wilgoć nie przedostanie się do środka nawet przy intensywnym deszczu. Koniec końców powiesiłem w 3 dni, łącznie przez 27 godzin łażenia po lesie, 370 znaczników, podczas gdy całkowita liczba lampionów IV.II MnO Warownia Jesień to 674. Przy czym dowiesiłem chyba z 15 dodatkowych znaczników pod nowe stowarzysze, więc już teraz mogę powiedzieć, że lampionów będzie około 689.
W poniedziałek rano złożyłem wizytę Wójtowi Gminy Drzycim Panu Marianowi Krywaldowi i po bardzo budującej rozmowie, Pan Wójt zgodził się sfinansować i zorganizować grochówkę dla uczestników Warowni! Było to bardzo motywujące, więc tu naprawdę duże ukłony dla Pana Wójta. Przed rozmową byłem pełen czarnych myśli, czy to w ogóle się uda, czemu dałem wyraz w jednym z poprzednich wpisów, ale koniec końców okazało się, że strach miał tylko wielkie oczy i pewnie coś tu dodałem od siebie swoją paranoją. Chociaż, czy ja wiem, czy paranoją? Wszak Wójt Gminy Jeżewo jednak Warownię skreślił, więc jak sądzę wiele tu zależy po prostu od człowieka.
Jedno wiem po tym wyjeździe (to znaczy drugie, bo pierwsze dotyczyło parujących w deszczu okularków). Wieszanie lampionów nie będzie łatwe. Po powrocie do domu w poniedziałek, do dziś nie doszedłem fizycznie i psychicznie do siebie. Nogi, a szczególnie stopy, miałem zmaltretowane, poranione z masą odcisków i odparzeń. Nie pierwszy raz na tym, czy też na swoim prywatnym strasznowujkowym blogu, przytoczę złotą myśl porucznika Dana z "Foresta Gumpa" - "na wojnie najważniejsze są suche skarpetki". Ale nie tylko chodziło tu o wilgotną ściółkę leśną i wilgoć opadów atmosferycznych. Nie trenuję od 3 miesięcy, mocno przytyłem w tym czasie i tyle godzin spędzonych w trudnym terenie (może górek wielkich nie było, za to cała masa połamanych, zalegających ziemię gałęziorów-potykaczy) mocno odbiło się na moich mięśniach i kontuzjach. Takich zakwasów dawno nie miałem. No nic, trzeba działać dalej, ostatnie 3 dni były mocno kryzysowe, spałem po tym wysiłku jak suseł, ale roboty do wykonania jest jeszcze mnóstwo. No i niestety wrócił właśnie problem niewyspania. Po tylu godzinach spędzonych w lesie, nogi tak mnie bolały i byłem tak zerodowany, że nie mogłem zasnąć. Z piątku na sobotę może z 5 godzin snu, z soboty na niedzielę ze 2 i pół, a z niedzieli na poniedziałek może ze 3. Przy takim niedoborze snu każdy jeden eksplodujący pod stopą jak mina przeciwpiechotna gałęzior-potykacz doprowadza człowieka do szału. No i tu się bardzo boję, jak to będzie na etapie wieszania lampionów w przeddzień zawodów. No nic, najwyżej łyknę dodatkową porcję Tritico i heja.