W miniony weekend odwiedziłem moje rodzinne strony od strony (w zasadzie jak się pisze "od strony do strony" to wypadałoby jeszcze podać o jakie numery stron chodzi) taty, tj. Gródek w woj. kujawsko-pomorskim w celu powieszenia znaczników na trasy IV.I MnO Warownia. Wyjazd zakończył się sukcesem, bo w ciągu 11 godzin i 15 minut chodzenia po lesie w sobotę i 3 godzin spędzonych w lesie w niedzielę, powiesiłem ok. 290 znaczników. Pozostałych 40 znaczników (z prostego matematycznego wyliczenia wychodzi, że na Warowni zawiśnie ok. 330 lampionów, choć będę jeszcze dowieszał nowe ad hoc) powieszę w weekend na tydzień przed zawodami, co powinno mi zająć około trzech godzin.
Do tego w mojej tajemnej sorterowni (nie mylić z serwerownią, ani sorterownią śmieci) sfinalizowałem prace porządkowe i podzieliłem lampiony, mapy, wzorcówki oraz wszelkie inne materiały na te, które zostaną wykorzystane w edycji wiosennej i te na edycję jesienną. Zbudowany efektami prac, przede wszystkim zaś tym, że chodzenie po lesie było czystą przyjemnością, bo znałem teren i poszczególne przeloty niemal na pamięć, poza tym brak liści na drzewach sprawiał, że las był widny i przebieżny, mogę zadeklarować, że wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że tym razem IV MnO Warownia odbędzie się bez zakłóceń (Boże, co za okropne zdanie). Oczywiście nie mówmy hop, zanim nie przeskoczymy. Oto bowiem już widzę, że wpadam w pułapkę takiego samozadowolenia i uspokojenia, że myślę sobie: co to dla mnie powiesić 330 lampionów? Zacząłem więc... wymyślać miejsca na nowe lampiony, które dowieszę ad hoc. Nie może być tych nowych lampionów więcej niż 15. Muszę sobie jakiś rygor narzucić. Każdy nowy lampion dowieszony ad hoc to straszny spowalniacz czasu, bo trzeba przecież nanieść kod i kolor kredki też ad hoc na kartkę papieru, przypisać mu liczbę porządkową, oznaczyć go na mapie.
Czuję się w obowiązku wytłumaczyć z programu naprawczego, jaki wprowadziłem w technologię produkcji towaru, jakim jest właśnie IV.I MnO Warownia, po czterokrotnym jej odwołaniu (choć dwa pierwsze odwołania nie były tak spektakularne i kulturotwórcze, jak dwa ostatnie). Oczywiście każde kolejne odwołanie miało miejsce na zupełnie innym etapie technologicznym produkcji. Wytłumaczę się więc tylko z ostatniego odwołania z roku 2024. Wtedy wyłożyłem się na właściwie ostatniej prostej tego ultra maratonu, a więc na wieszaniu lampionów. Hurraoptymistycznie (mój hurraoptymizm związany jest, o czym wielokrotnie pisałem na swoim strasznowujkowym blogu, z braniem leków na depresję, po latach widzenia świata wyłącznie w czarnych barwach, ostatnio patrzę na niego wyłącznie przez różowe okulary i zakładam, że wszystko, co sobie zaplanuję, musi się udać) założyłem, że przez siedem, jeśli nie osiem bitych dni z rzędu będę w stanie, sypiając średnio po 4-5 godzin, a czasem nie śpiąc wcale (chyba każdy InOwski org zna ten stan manii w ostatnich dniach przed zawodami, człowiekowi wydaje się, że nie musi wcale spać, ani odpoczywać), wieszać lampiony po 12-14 godzin dziennie i moje ciało nie powie stop. Skoro głowa rządzi ciałem, a głowa na lekach przeciwdepresyjnych jest, jak to mawiał Leo Benhakker international level, to ciało nie ma nic do gadania. Ono tu tylko sprząta. No niestety nie. W środę, na dwa dni przed imprezą padłem w lesie z niewyspania, wycieńczenia tak psychicznego, intelektualnego, jak i fizycznego i zawody odwołalem. Po prostu włączył mi się tryb "pier...., nie robię". No ale wtedy zakładałem, że będę wieszał po 160 lampionów dziennie plus trzy dni wieszania samych znaczników. Wszystko bez jednego dnia przerwy. Teraz znaczniki będę miał wszystkie powieszone długo przed wieszaniem lampionem, a nie że to się zleje jedno z drugim w jeden ciąg zbieżno-rozbieżny dążący do nieskończoności. Na IV.I MnO Warownia Wiosna wyjdzie mi tylko 110 lampionów na dzień w dodatku w terenie, gdzie zagęszczenie lampionów i odległości między nimi są małe. Po trzecie znam teren jak własną kieszeń. Po czwarte mam w odwodzie Irka Myszkę, który w razie co powiesi mi max 100 lampionów w piątek przed zawodami. Po piąte, jak już pisałem, w lesie z powodu braku świeżego listowia, jest teraz bardzo widno i przebieżnie. Mam tylko nadzieję, że do 29.03 trochę młodych liści przybędzie, żeby nie było Wam za łatwo ogarniać teren i żebyście nie popadli po zawodach w zbytni samozachwyt nad swoimi umiejętnościami nawigacyjnymi.
Jeszcze na koniec coś o mojej komnacie tajemnic, którą możecie zobaczyć na jednym z dołączonych zdjęć. To serce i mózg IV.I MnO Warowni, prawie jak cichy kącik pracy twórczej orgów CieMnO z trzema monitorami na jednym biurku. Znajduje się na piętrze kamienicy mojej babci w Gródku. I nie jest to kącik Pana Samochodzika, jak prowokacyjnie napisałem na wstępnie, lecz Człowieka Szlama. Człowiek Szlam powraca, bo w horrorach zły zawsze wstaje.