Będę pisał chaotycznie, choć pewnie mi wypomnicie, że bardziej chaotycznie niż pisałem dotychczas już się nie da. A jednak. Spadłem poniżej dna i pukam w nie od spodu. A ten spód może równie dobrze być wiekiem trumny. Chociaż i z takich opresji potrafiła wyjść Panna Młoda w Kill Billu. Czy muszę aż koniecznie czuć się od niej gorszy? Do rzeczy jednak. W czwartek wieczorem jadę do Gródeczka i praktycznie do czwartkowego świtu (a dokładnie do 6:40 rano) muszę mieć wszystkie sprawy Warowniowe pozamykane. Wiadomo, cały sztab organizacyjny Warowni, poza mną, wybierze się na Warownię, dopiero w czwartek, 12.09 lub w dniu rozpoczęcia zawodów, tj. w piątek, 13.09, więc część spraw, takich jak dodruk map, czy dowóz pucharów i statuetek z Gdańska do bazy, mogą mi załatwić pod moją nieobecność w Trójmieście, ale i tak i tak muszę im wpierw dać odpowiednie narzędzia do rąk. Na finiszu przygotowań Warowni mam milion drobnych pierdół do zrobienia tu na miejscu w Gdańsku i na moich nerwach można teraz grać solówki jak Eddie Van Halen na swoim Frankenstracie.
W weekend po raz ostatni odwiedziłem Gródeczek i wieszałem znaczniki lampionów. Metoda zapożyczona od wybitnych pionierów InO, jakimi są i zawsze byli członkowie SKPT ze swoimi Darżlubami i Manewrami. Docierasz do lokalizacji lampionu w terenie, wieszasz tam tasiemkę i oznaczasz ją liczbą porządkową. Potem przy właściwym wieszaniu lampionów masz już łatwiej, bo nie musisz się upewniać, czy jesteś w dobrym miejscu. Zrywasz taśmę i wieszasz w jej miejsce lampion. Zastosowałem następującą metodę: pod lampiony, które będę sam wieszał, z racji tego, że w ich lokalizacjach byłem co najmniej dwa razy, wieszałem i będę wieszał taśmy tylko tam, gdzie było naprawdę trudno, natomiast w przypadku lampionów, które będą mi wieszać najemnicy (brzmi prawie jak płatni mordercy, co nawet wpisuje się w klimat hasła przewodniego imprezy "knajpa morderców", względnie jak wolni najmici - czy ktoś pamięta jeszcze wierszyk o podobnym tytule ze szkoły podstawowej?) znaczyłem i będę znaczył taśmami wszystkie lokalizacje. W ten sposób powstanie istna parada znaczników w lasach pod Gródkiem. Prawie jak parada radarów, o której więcej na pewno będzie Wam mógł powiedzieć spec od spraw wojskowych (i nawigacji ma się rozumieć) Paweł Ćwidak, faworyt trasy TZ.
Ostatnie dni były dla mnie szczególnie trudne. W sobotę wstałem o 5:40 rano, a pierwszą taśmę powiesiłem o 7:40, łaziłem po lesie do 18:40. W niedzielę wstałem o 1:50 rano, pierwszą taśmę powiesiłem o 3:20 rano, a ostatnią o 14:20. Łącznie powiesiłem w weekend 370 tasiemek. Zostało mi do powieszenia około 300 taśm, czego podejmę się począwszy od piątku, 06.09, a skończywszy na niedzieli, 09.09. Od poniedziałku będę już wieszał właściwe lampiony. Powieszę ich około 650, najemnicy około 350. Ale, ale, bo zdryfowałem... W poniedziałek, wczoraj, po tych heroicznych weekendowych zapasach z Matką Naturą, wstałem o 4 rano, żeby jechać z Warownią przy moim kompie i ten dzień był dla mnie koszmarny, biorąc pod uwagę skumulowane niewyspanie. Miałem gigantyczne kłopoty z koncentracją, plotłem głupoty, podejmowałem kretyńskie decyzje, myliłem się raz za razem, wiecznie o czymś zapominając, aż w końcu o 20:30 walnąłem się tak jak stałem prosto do łóżka, bez obiadu. Tak byłem skonany i tak miałem wszystkiego dość. Można nie spać jedną noc i nic wielkiego się nie wydarzy, ale jak się zarwie dwie noce z rzędu, robi się już całkiem wesoło. Moja granica odporności na niewyspanie została sprawdzona i oszacowana. Wynosi sześć dób - w tym czasie od 01.01.2016 do 06.01.2016r. moje spanie wyniosło 0 godzin, 0 minut, 0 sekund. Po sześciu dobach miałem epizod psychotyczny i zostałem oddelegowany na wczasy do popularnego kurortu Sreberko.
Jeśli zdarzy mi się być tak niewyspanym na Warowni lub w trakcie ostatnich przygotowań do niej, że znów przytrafi mi się psychoza, proszę szanownych uczestników zawodów o zatkanie uszów na mój dziwaczny słowotok, związanie mnie sznurkami do wieszania lampionów, które znajdziecie w wielkiej obfitości w sekretariacie rajdu i zadzwonienie w jedno z trzech alternatywnych miejsc docelowych, w które prędzej czy później (ale raczej prędzej niż później) trafiają, jakkolwiek chełpliwie to nie zabrzmi, prawdziwi artyści, to jest do szpitala wariatów - w tym konkretnym przypadku w Świeciu (pozostałe dwa miejsca to więzienie i cmentarz).
Wszystkie mapy gotowe do druku, wzorcówki już nawet wydrukowane, jeszcze na koniec wykrzaczył mi się wielbłąd z lokalizacją startów i met. Mianowicie machnąłem się o, bagatela, 300 metrów, i musiałem naprędce sporządzić erratę do map z nową lokalizacją startów/met. Tak, tak, baza rajdu nie jest w leśniczówce Gródek, lecz 300 metrów na południe. Bo właśnie 300 m na S od leśniczówki Gródek, a nie na terenie leśniczówki Gródek, zlokalizowane jest gospodarstwo agroturystyczne "Czarna Podkowa". Jutro wrzucę krótkiego posta na ten temat, skoryguję komunikat startowy i załączę właściwą mapkę i koordynaty bazy.
Tyle nowości na temat przygotowań do Warowni. A teraz jeszcze parę słów o II etapie trasy TP/TD "Baranek". Nazwa trasy jest tożsama z tytułem piosenki z albumu Kultu Tata Kazika. Autorem zarówno tekstu, jak i muzyki był Stanisław Staszewski, zaś autorem refrenu Adam Mickiewicz.
Piosenka jest o dziewczynie, którą podmiot liryczny, jej partner, jak należy domniemywać, zaślepiony miłością do niej, idealizuje. Wszyscy dookoła widzą, jaka ona jest, ale miłość to choroba, która wykrzywia spojrzenie na rzeczywistość. Czy to znaczy, że lepiej się nie zakochiwać? Może nie do końca, ale coś jest na rzeczy w stwierdzeniu, że młodość jest romantyczna, a wiek dojrzały i starość pragmatyczne. Musi umrzeć wiele złudzeń przydrożnych, jak by to powiedział, czy może bardziej wyrzeźbił Władysław Hasior, zanim człowiek zleci z obłoków i przestanie powielać historię Ikara o bolesnym upadku z wysokości. Ktoś, kto przyjmuje rolę ofiarę, często złe intencje przypisuje ludziom, którzy chcą go wyciągnąć z jego bagna wykorzystania i krzywdy, a rzeczywistej krzywdy i wykorzystania, zadawanych mu przez jego kata, nie widzi albo nie chce dostrzec. Tym trudniej jest bowiem zawrócić ze źle obranej ścieżki im dalej się nią zaszło. "Byle zagnać do swego bagna, ale wara wam, ja ją przecież lepiej znam".