poniedziałek, 29 września 2025

Kolejne znaczniki powieszone, jak to jest znajdywać grzyby w lesie i nie móc ich zerwać oraz inne działania przy(około-)Warowniowe

W miniony weekend (27-28.09), dzięki uprzejmości Taty, znów wizytowałem Gródek, a konkretnie właśnie chałupkę mojego Taty. I znów dostałem opierdziel za bałagan, jaki po sobie zostawiłem, niby wszystko ładnie posprzątałem, ale woreczek z odpadkami organicznymi, po prostu trochę obierek po ziemniakach, skórka od banana, ogryzek od jabłka, zużyte saszetki po herbatce owocowej, spadł mi z kuchennego kredensu na ziemię, no i nie starłem blatów po szamaniu i krojeniu jedzonka. Tata powiedział: "Następnym razem przyjedź z Sarą albo wcale". No ale jakoś udało mi się go udobruchać, zwróciłem uwagę, że wszystkie brudne naczynia wsadziłem do zmywarki, no i nie było żadnych zbędnych rzeczy na wierzchu, lecz wszystko schludnie pochowane. A już w pokoju sypialnym był porządeczek, jakby wróżka zamieniła mnie charakterami z jakimś "Ordnung must sein" esesmanem o wypucowanych na wysoki połysk oficerkach. Jak to mawiał mój brat "No, Tata, u Ciebie wszystkie kąty muszą być proste". Coś w tym jest. Nie będę się tu więcej rozwodził nad fiołem mojego Taty na punkcie porządku, niech mu to bowiem będzie policzone w niebie, że użycza mi swojego Gródkowego mieszkanka na potrzeby moich okołoWarowniowych wyjazdów w teren.


Ale do rzeczy, mili Państwo, bo znów, tak jak we wszystkim, za co się z entuzjazmem schizofrenika zabieram, działam rozwlekle i z tęgim gestem nawijacza makaronu na uszy. O czym świadczy liczba lampionów na jesienną edycję Warowni, która urosła sobie do całkiem pokaźnej liczby 700. Na skutek kolejnych rekonesansów dodałem bowiem 20 nowych lampionów. W miniony weekend powiesiłem około 180 znaczników, co oznacza, że z puli całkowitej 700 znaczników, mam już powieszonych około 550. Do końca zostało niby niedużo, ale przede mną jeszcze rozwieszenie znaczników na całą rowerówkę - to tylko 30 znaczników, a czasu na to będę potrzebował około 20 godzin. Cóż, nigdy nie byłem dobrym nawigatorem kolarskim i kolarzem w ogólności. Na przykład do dziś nie umiem jechać bez trzymanki, ani na jednym kole, co nawet dziecko potrafi, a właśnie nawet najbardziej dziecko, bo dorosłym proza życia wybija wszelką zabawę i różne czelendże z głowy. W sobotę w terenie przebywałem od 4:45 rano do 18:10. W niedzielę od 6:00 do 11:40. Potem jeszcze od 12:00 do 17:15 nanosiłem w mojej tajnej kwaterze dowodzenia Warownią (zdezelowany pokoik do gruntownego remontu nad mieszkankiem mojego Taty w blokhauzie po moich dziadkach) poprawki na mapach i wzorcówkach. Ogólnie wyjazd uznałem za bardzo owocny. Co ponadto? Zamówiłem kolejne puchary na Warownię i dałem do poprawek puchary z edycji zeszłorocznej, która nie doszła do skutku - trzeba było na tabliczkach pozmieniać daty i nieaktualne logo. Dziś wysłałem do Matiego Spadika statuetki - także do korekty treści na nich umieszczonych. Ponadto zamówię 6 nowych statuetek. Tak więc dzieje się. Jutro spróbuję załatwić sponsora kolejnych nagród rzeczowych, mam pewien pomysł na to, ale na razie nie zdradzę, żeby nie zapeszyć. Co do pucharów, to już teraz mogę powiedzieć, że będą one za miejsca I-III na trasach Maraton TZ i Maraton TU, a także za miejsca I-III na trasie TR i za I miejsce na TMiesz. Drewniane statuetki będą za miejsca I-III na trasach Maraton TT i Maraton TP, a także za miejsca I-III na trasach T(T)T i TTDł. Przykładowo więc zwycięzca Maratonu TZ, jeśli wygra ostatni etap Maratonu, czyli wlaśnie trasę T(T)T, zgarnie i puchar i statuetkę. Czyli trochę jak na olimpiadzie w Seulu - "Winner takes the all".

Poniżej kilka zdjęć z rekonesansu. Jak widać skupiłem się głównie na grzybach. Fakt, że szłoby mi ze znacznikami dużo szybciej, gdybym na przelotach nie gapił się pod nogi w poszukiwaniu tychże... I tak nie mogłem ich ze sobą zabrać, z racji ważnej misji, z jaką w lesie się pojawiłem.