Cause I am bad to the bone... |
Czas wziąć pod lupę lub, jak kto woli, na widelec, kolejną
trasę III MnO Warownia - (tor)turystyczną, w skrócie T(T)T. Jest to trasa
nocna, „przygodowa”, a nie matematyczna (teraz piję do map kombinowanych),
długodystansowa, na pełnej mapie. Dystans po liniach prostych, z ominięciem
przeszkód terenowych nie do przejścia – ok. 30 km.
Profil trasy, jej charakter i poziom trudności opiera się na
tym, co można zobaczyć i przeżyć na legendarnych nocnych imprezach SKPT Gdańsk
– Darżlubie, czy Manewrach. Nie ukrywam, że od „Darżlubów” moja przygoda z InO
się zaczęła, nadal mam do nich wielki sentyment i jak mogę spłacam im dług
wdzięczności za piękne, niezapomniane wspomnienia z czasów studenckich. T(T)T
na Warowni to z mojej strony swoisty hołd oddawany tym świetnym zawodom.
Czego uczestnicy na tej trasie mogą się spodziewać?
Wszystkiego tego czym sypią obficie, niczym groszem z kabzy, trasy ekstremalne
w imprezach SKPT – podstępnych punktów stowarzyszonych, ciężkich przelotów
między punktami, wielu miejsc o utrudnionej przebieżności, zanikających dróg i
tym podobnych atrakcji. Można powiedzieć – brakuje tylko śniegu, by dopełnić
obrazu całości, ale nie byłoby to prawdą. W Borach nie ma takich przewyższeń
jak na Pomorzu Gdańskim i niestety nie ma też tak fajnych bagien, w jakich
można było się choćby babrać podczas epickiego Darżluba w Łubianie bodajże 2
lata temu. Susza w tym roku wyjątkowo dała się wszystkim we znaki. Sosnowe bory
oraz łąki pod Błądzimiem są suche jak pieprz. Budowanie trasy T(T)T do łatwych
nie należało. Połowę, jak nie więcej trasy, wytyczyłem podczas kulminacji
wakacyjnych upałów, w weekend, w który temperatura dochodziła do 36 stopni w
cieniu. Zataczałem się jak pijany, wodę
żłopałem jak smok wawelski, ale punkty kontrolne wyznaczyłem.
To tyle na temat trasy, jeśli chodzi o tak zwane suche
fakty. Teraz nieco słów o człowieku, któremu niejako trasa jest poświęcona –
największym enfant terrible NBA schyłku ubiegłego wieku – Dennisie
Rodmanie. „The Worm”, czyli Robak. Taki był jego boiskowy przydomek. On sam
nazwał siebie „Bad as I wanna be”, co znaczy „Zły, taki, jaki chcę być”.
Taki zresztą był tytuł jego autobiografii wydanej w roku
1996. Chcąc ją wypromować ubrał się w suknię ślubną panny młodej, ogłosił, że
jest biseksualny i żeni się sam ze sobą.
Najtwardszy obrońca w historii NBA w sukni ślubnej... Całkiem niezła lala. |
Rodman był ekscentrykiem i lubił zwracać na siebie uwagę.
Jednak był też wybitnym koszykarzem i gdyby nie osiągnięcia sportowe,
jego liczne ekscesy i skandale, pozerstwo i popisy przepadłyby w pomroce dziejów.
Grał w NBA w latach 1986-2000. Dwukrotnie w tym czasie był
mianowany Najlepszym Obrońcą Ligi, siedmiokrotnie wybierano go do pierwszej
piątki najlepszych obrońców ligi (NBA All-Defensive First Team). Siedem razy z
rzędu zwyciężał w statystyce średniej zbiórek na mecz. Obecnie uważa się go za
niekwestionowanego najlepszego zbierającego w historii NBA.
W sezonie 1991/92 uzyskał najwyższą w karierze średnią 18,7
zbiórek na mecz. Oznacza to, że łącznie w tym sezonie zebrał z tablic 1530
piłek, co jest drugim wynikiem w historii NBA, po wyczynie legendarnego Wilta
„Szczudło” Chamberlaina (1572 zbiórek). Dla porównania trzeci w tej statystyce
Kevin Willis ma „tylko” 1258 zbiórek.
Opowiadając historię Rodmana cofnąć się trzeba do czasów
bardzo zamierzchłych. Zrozumieć tego człowieka nie sposób, jeśli nie pojmie się
w jakim klimacie wzrastał.
Rodman miał nieszczęśliwe dzieciństwo i w młodości był
nieśmiały i introwertyczny.
Ojciec Rodmana, weteran wojny w Wietnamie, członek Air
Force, porzucił rodzinę, gdy Dennis był małym chłopcem. Wiele lat później „The
Worm” napisał w swojej autobiografii: „To, że jakiś facet spowodował moje
przyjście na świat, nie znaczy jeszcze że miałem ojca”. Dennis miał liczne
rodzeństwo – szacowane na około 30 braci i sióstr(!!!) Rodman Senior nie był wzorem małżeńskiej wierności
i niespecjalnie przejmował się co działo się dalej z „budynkami, które postawił
lub drzewami, które zasadził”. Nabijał krajową statystykę urodzeń, koniecznie z
różnymi partnerkami, i przechodził nad tym do porządku dziennego. To wyjaśnia
niechęć Dennisa do ojca, z którym „Bad Boy” nie chciał się spotkać, aż do roku
2012.
Matka Dennisa ciężko pracowała, aby utrzymać sama liczną
rodzinę. Potrafiła brać po 4 prace na raz. Rodman był w domu „gorszym
dzieckiem”. Uważany za mniej utalentowanego, porównywany często ze swoimi
dwiema siostrami, które miały dużo lepsze wyniki w nauce jak i sporcie (obie
zrobiły kariery koszykarskie, choć koniec końców nie tak spektakularne jak
„gorszy” Dennis).
Dennis od początku chciał grać w koszykówkę, jednak
początkowo dużą przeszkodą był jego niski wzrost. W czasach liceum mierzył
tylko 1,68 m i nie załapał się ani do drużyny koszykarskiej, ani futbolowej, co
bardzo ciężko przeżył. Po szkole zatrudnił się jako nocny dozorca w porcie
lotniczym w Dallas. Jednak wtedy, niemal z roku na rok, urósł do poziomu 2,00 m
i wróciły nadzieje na poważną grę w koszykówkę.
Rodman rozpoczął naukę w South Eastern Oklahoma College,
gdzie uzyskiwał w meczach koszykówki imponujące statystyki zbiórek oraz
punktów. W przełamaniu kompleksów związanych z wychowaniem w rozbitej rodzinie
pomógł mu przyjaciel, Bryne Rich, który podobnie jak Rodman, był bardzo
wycofany i stronił od ludzi. Rodzina Richa „adoptowała” Rodmana, co jak na
tamte czasy było bulwersujące, albowiem Richowie byli biali i z początku
niechętnie zapatrywali się na znajomość ich syna z „czarnym”. To były jeszcze
czasy faktycznej segregacji rasowej.
Rodman wyprowadził się na wieś do Richów, gdzie jeździł
traktorem i doił krowy...
A oprócz tego grał w koszykówkę i robił to na tyle
dobrze, że w 1986 r. zespół NBA Detroit Pistons wybrał go w drafcie z nr 27.
Kupiłem czarny ciągnik, pojemność dwa czterysta. |
Pistons, w tamtych czasach nazywani „Bad Boys”, ze względu
na swoją agresywną, by nie powiedzieć brutalną grę na pograniczu (lub daleko
poza granicami) faul i brak szacunku do przeciwnika, byli wymarzona partią dla
gracza takiego jak Rodman.
Bo Rodman był taki sam jak oni, tylko, że bardziej. Nigdy,
może z wyjątkiem czasów akademickich i kilku pierwszych sezonów w NBA, Rodman
nie przejawiał talentu ani zainteresowania do gry w ataku. Jakby nie narodził
się do tego, aby zdobywać, podbijać, atakować. On od samego początku musiał się
bronić. Bronić przed złym światem, który uważał go za gorszego, który wiecznie
wytykał mu jego wady i niedoskonałości. Rodmana wiecznie pouczano i krytykowano,
przynajmniej tak to odbierał. Wiecznie kazano mu się dostosowywać i być takim
jak należy. Rodman był najlepszym zbierającym w historii ligi i jednym z
najlepszych obrońców może nie dlatego, że miał świetne warunki fizyczne. To
tkwiło w jego psychice. Bronił kosza tak jakby bronił swojego prawa do życia i
bycia sobą.
50 (minus 46) twarzy Dennisa Rodmana. |
Rodman nie umiał sobie radzić z poczuciem odrzucenia i
zawsze przeżywał, gdy ludzie od niego się odwracali nie mogąc znieść jego
ekstrawagancji i różnych odchyłów od normy.
W roku 1993, po rozwodzie z pierwszą żoną, Annie Bakes,
Dennis, właśnie wskutek poczucia wyobcowania i odrzucenia postanowił odebrać
sobie życie. Chciał zastrzelić się w nocy w hali Auburn Hills, gdzie na co
dzień grał w barwach Pistons. W miejscu, które kochał i w którym zaskarbił
sobie szacunek ludzi.
Znaleziono go rano śpiącego w samochodzie z nabitą
strzelbą.
To był moment przełomowy w jego życiu. Od tego momentu
postanowił przestać być zahukany i nieśmiały i żyć tak jak chce, nikomu się nie
podporządkowywać. Na boisku stał się jeszcze bardziej wojowniczy, często
wszczynał podczas meczów bójki i awantury. Bił się z zawodnikami, uderzał „z
byka” sędziów, wylatywał za przewinienia techniczne, po czym odmawiał zejścia z
parkietu. Poza boiskiem było jeszcze gorzej. Miał słynny, choć może nieco
rozdmuchany przez prasę, dwumiesięczny romans z Madonną.
Zaczął farbować sobie włosy na milion różnych kolorów, robił
sobie kolejne tatuaże i przyprawiał kolczyki w różnych dziwnych miejscach.
Zanim jednak to się stało, a miało to miejsce już za czasów
gry w San Antonio Spurs, Rodman dał o sobie znać światu grą w „Tłokach”.
Detroit z Rodmanem w składzie dwukrotnie sięgnęli po tytuł mistrzowski,
najpierw w roku 1989, a potem w 1990 (wówczas w finale pokonali moich
ukochanych Blazers w serii 4-1).
Zdjęcie z czasów gry w Detroit. Zły Człowiek prezentuje się tu dość grzecznie. |
W San Antonio Rodman pracował dalej na wizerunek twardego
nieustępliwego obrońcy. Potrafił pokryć każdego zawodnika, nieważne czy to był
rozgrywający, czy center. Nikt nie miał z nim lekko, nikomu nie odpuszczał.
Słynął z poświęcenia w grze obronnej. Często rzucał się w trybuny, aby ratować
piłkę wylatującą na aut, nie przejmując się ryzykiem odniesienia kontuzji.
W roku 1995 faworyzowani Spurs odpadli niespodziewanie w
finale konferencji z Houston Rockets, a po sezonie Rodman, który miał na pieńku
z władzami klubu, jak również niespecjalnie zaprzyjaźnił się z zawodnikami,
został sprzedany do Chicago Bulls.
Pytany o zmianę swojego image i liczne wybryki, Rodman razu
pewnego odpowiedział: „Po prostu postanowiłem żyć swoim własnym życiem. Jeśli
wam się nie podoba, to pocałujcie mnie w d...Większość ludzi na świecie pracuje
całe życie i marzy o tym, by być wolnym, żeby być sobą. Oni patrzą na mnie i
widzą, że komuś się to udaje. Jestem gościem, który pokazuje światu, że w
porządku jest być innym. Oni lubią patrzeć na moją grę, bo daję im szoł.”
Gra w Chicago to był już schyłek kariery Rodmana, ale za to
bardzo piękny. Z Bykami Rodman sięgnął po 3 kolejne mistrzostwa. W roku 1996
walnie przyczynił się do zwycięstwa Byków w finale ze Seattle. Dwukrotnie, w
meczach nr 2 i 6, osiągając rekord ligi w liczbie zbiórek ofensywnych – 11. W
meczu nr 6 rzucił kluczowych 5 punktów w końcówce spotkania, dając swojemu
zespołowi zwycięstwo decydujące o mistrzostwie.
Zastrzelcie mnie, ale nie powiem wam, co dalej zrobię. |
O tym, jak ciężko było grać przeciw Rodmanowi nie raz
przekonywał się sam Shaq O’Neal, który zwykł demolować i upokarzać rywali
wyznaczonych do krycia go pod koszem.
W sezonie 1995/96 Rodman skutecznie zastopował Shaqa w
play-offach, kiedy to Chicago łatwo ograli Orlando w finale konferencji, a
potem powtórzył to, gdy Shaq przeniósł się do Lakers. Do historii przeszła
obrona Rodmana na O”Nealu w meczu sezonu regularnego między Chicago i Los
Angeles. Lakers prowadzili w II połowie już różnicą kilkunastu punktów. Shaq na
początku spotkania ogrywał kryjących go kolosów Wellingtona i Longleya jak
dzieci i dziurawił obręcz celnymi rzutami jakby strzelał z karabinu
maszynowego. W drugiej połowie Phil
Jackson zarządził zmianę krycia. Lżejszy od swoich poprzedników o dobre 20 kilo
Robak zmiażdżył Shaqa, który w II połowie i dogrywce nie rzucił na Rodmanie ani
jednego punktu! Sfrustrowany „Wielki Kaktus” widząc nieporadność swoich
poczynań oddawał piłki kolegom z drużyny, nawet nie podejmując prób rzutu na
kosz, czy szarży do wsadu. Rodman stał jak betonowy słup wbity w ziemię i nijak
nie dało się go przepchnąć. Upokorzony Shaq uderzył pod koniec meczu „Bad
Boya”, gdy ten zebrał kluczową piłkę i wdał się w dyskusję z Jerome Kersey.
Cudem nie doszło wówczas do większej awantury, bo Jordan i Pippen w porę
powalili wściekłego Rodmana na ziemię (Jordan chyba nawet próbował dusić
Rodmana, a taki z pozoru miły gość to był).
Na filmie, do którego link zamieściłem poniżej widać dobrze
całe zdarzenie. Statystyki Rodmana z tego meczu dobrze oddają jego osobowość.
17 zbiórek i... tylko 2 punkty!
Weź Michael, nie denerwuj się tak! |
Oba rzucone na sekundy przed końcem dogrywki z
rzutów wolnych. Jak wspomniałem Rodmanowi kompletnie nie zależało na popisach
strzeleckich. To był człowiek od czarnej roboty, brzydkie kaczątko od
brzydkiej, ale diablo skutecznej gry, którego przeciwnicy nienawidzili, bo nie
dawał im pobawić się w efektowne i efekciarskie akcje.
Po odejściu z Chicago o Rodmanie coraz częściej było słychać
z powodu ekscesów bioskowych i pozaboiskowych, a nie z powodu sukcesów
sportowych. Nadal miał wysokie statystyki zbiórek, ale grywał coraz rzadziej,
bo trapiły go kontuzje. Ostatecznie zakończył karierę w Dallas Mavericks,
odchodząc stamtąd w niesławie, po rozegraniu kilkunastu meczów, skonfliktowany
tak z władzami klubu, jak i kolegami z zespołu, którzy nie uważali go za
„swojego”.
Po zakończeniu gry w NBA Rodman angażował się w różne dziwne
przedsięwzięcia. Zaprzyjaźnił się z Hulkiem Hoganem i z powodzeniem walczył w
amerykańskim wrestlingu. Wystąpił w kilku produkcjach filmowych, gdzie często
grał... siebie. Załapał się nawet na odcinek słynnej amerykańskiej kreskówki
„The Simpsons”, gdzie oczywiście zagrał siebie.
Grywał w różnych dziwnych drużynach koszykarskich, nawet w
wieku 40 lat marząc o powrocie do NBA. Zdarzył mu się nawet epizod występu w
lidze... fińskiej.
W roku 2005 wydał swoją drugą autobiografię, którą
zatytułował. „Powinienem być dawno martwy”, którą promował pozując do zdjęć w
trumnie.
Dennis pozuje w trumnie. Drugiego takiego ze świecą szukać. Chyba, że się trafi do Bytonii i spotka Kosę podczas Haloween |
Życie osobiste Rodmanowi nigdy się nie układało. Jego liczne
związki z różnymi kobietami kończyły się zwykle szybko i spektakularnie. Chyba
z żadną partnerką nie rozstał się w pokojowych okolicznościach. Policja często
była wzywana do domu Rodmana z powodu głośnych awantur rodzinnych, którymi
niepokoił sąsiadów.
Rodman za wszelką cenę chciał pozostać sobą, przez co chcąc
nie chcąc skazywał się na samotność, bo niewielu ludzi było w stanie znieść
jego liczne i niepohamowane ekstrawagancje.
Nie wiadomo dokąd obecnie zmierza Dennis Rodman, od zawsze
szukający swojego miejsca w świecie. W ostatnich latach pogrążony jest w coraz
cięższej chorobie alkoholowej. Wizyty na odwykach, niesławna misja pokojowa w
Korei Północnej, podczas której dał się omamić kłamstwom „Wielkiego Wodza” Kim
Dzong Una i przekonywał Baraka Obamę, że wujek Kim nie jest taki zły jak go opisują,
bo bardzo kocha życie oraz swoją rodzinę (no i kocha imprezki, więc musi być
cool!), jeszcze bardziej podkopały jego autorytet, nawet wśród tych, którym
imponował jego wizerunek „Złego Chłopca”.
Co by tu jednak nie mówić, Rodman był i pozostaje barwną postacią,
i swoją charyzmą, walecznością i niezłomnością, przyczynił się do tak wielkiej
popularności NBA w latach 90-ych ubiegłego wieku. Wypada mu życzyć wszystkiego
najlepszego – żeby w końcu jego łódź zawinęła do cichej życiowej przystani, na
którą sobie zasłużył.